Szkolne nieprzygody Pani B. Odcinek pierwszy.

Nie ukrywam, że ten blog to trochę taka moja mała terapia. Terapia od wszystkich całkowitych absurdów, nonsensów oraz andronów których od czasu do czasu doświadczam w mojej wymarzonej pracy w szkole. Jednym z nich jest moja kilkuletnia współpraca z Panią na B.

Z Panią na B „współpracuje” już od wielu lat. Jej dzieci były moimi uczniami języka angielskiego, należały również do klasy której byłem wychowawcą. Ogólnie były to nastolatki które nie sprawiały ŻADNYCH wychowawczych problemów. Bardzo zdolne, inteligentne, błyskotliwe zaangażowane w życie szkoły dzieciaki. Nie potrafię na ich temat powiedzieć nic złego. Co innego jeśli chodzi o Panią na B.

Jej historię zacznę od telefonu, który dostałem kilka lat temu w pierwszym miesiącu mojej pracy jako wychowawca.

– Panie THEMENTORZE mamy poważny problem. Dzieci (13lat) założyły grupę klasową na fejsbuku i rozmawiają o aborcji. Oni się nawzajem bluzgają, lecą tam przekleństwa, ja sobie nie życzę żeby moje dziecko rozmawiało o aborcji. To jest cyberprzemoc.

Jeśli tego nie wiecie, to jeśli jest podejrzenie, że ktoś z klasy dokonał cyberprzemocy przez rodzica, szkoła ma obowiązek wdrożyć pewną procedurę m.in. poprosić o zabezpieczenie i dostarczenie dowodów (np screenów z internetu) wezwanie rodziców w przypadku złamania prawa itd. Zgodnie z tym musiałem poprosiłem ją (w nadziei, że jednak ma trochę oleju w głowie i tego nie zrobi) o przyniesienie dowodów.

Czy jesteście sobie w stanie wyobrazić, że następnego dnia, dwie mamy z mojej klasy stały pod sekretariatem z 9 stronami wydrukowanymi z prywatnej grupy klasowej uczniów?! Oczywiście cała rozmowa została przeklejona do Worda i w magiczny sposób wypowiedzi ich dzieci nie mogliśmy tam z dyrekcją znaleźć.

Po wdrożeniu wszystkich procedur okazało się, że młodzież naszej klasy nie popełniła żadnego przestępstwa. Była to zwykła rozmowa ciekawych świata ludzi na bardzo trudne tematy. O dziwo, przeprowadzona z ogromnym szacunkiem dla wypowiedzi innych jak na ten wiek. Niestety z okazjonalnymi przekleństwami. Klasa została pouczona na godzinie wychowawczej o bezpieczeństwie w sieci, osoby, które przeklinały zostały pouczone że tak nie należy się odzywać do nikogo. Istnieje również obowiązek poinformowania rodziców dzieci, które są podejrzane o cyberprzemoc. Więc domyślacie się jak wk$%^&*( byli rodzice uczniów, którzy zostali posądzeni. Niestety nie można wtedy ujawnić kto doniósł takie rzeczy do szkoły. Ale gdybym mógł, z przyjemnością bym to zrobił.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że zawsze na takich sytuacjach cierpi młodzież. W szkole jeśli coś jest sekretem, to nikt nie mówi o niczym innym. Wyobrażacie sobie co się stało z dziećmi tych zatroskanych, gorliwych mam, kiedy klasa w końcu się doliczyła, kto doniósł te wydrukowane rozmowy do szkoły? Jeśli jesteście ciekawi co dalej, zapraszam na kolejne wpisy.

Zgadzasz się ze mną lub nie, zostaw komentarz, opublikuj na fb, zostaw polubienie. Ciebie to nic nie kosztuje a mi pomoże rozwijać ten blog i stawać się lepszym nauczycielem niż jestem.

Dodaj komentarz

Design a site like this with WordPress.com
Rozpocznij